środa, 21 listopada 2012

Zlepek myśli.

Zasypana zużytymi chusteczkami, ubrana w przy duży dres leżę w pościeli w mojej małej twierdzy. W jednej ręce kubek z gorącą herbatą z pigwą, w drugiej myszka. Nawet w dni wolne nie stać mnie na takie wylegiwanie się, ale, jak wiadomo, choroba rządzi się swoimi prawami. I mi samej również daje jedno prawo ekstra - prawo do odpoczynku. Wykorzystuje je więc z lekkimi wyrzutami sumienia.

*wyciera nos*


Tak z rozsądku najbardziej szkoda mi zaległości na uczelni, które sobie robię grzejąc tyłek w domu. Reszta mnie najbardziej buntuje się przeciwko braku ruchu, niemocy pójścia na trening czy na siłownię.. Do tego ten milion spraw do załatwienia, kupienia, podpisania.. Szlag by trafił to przeziębienie!

A ciuuuu!
(#7: znajomi zawsze mówią, że kicham jak pikachu)

Gdyby nie ten poniedziałek, moja chandra zamieniłaby się pewnie już w całkowitą depresję. Na szczęście są jeszcze na tym świecie osoby, które mimo swojego interesu w naszym upadku, nie zawsze podrzucą nam kłody pod nogi. Tak, przyznam, że trochę odzyskałam wiarę w ludzkość i w siebie przy okazji. Tak bardzo tego potrzebowałam.

*wyciera nos 2x*

Moja ściana zapełniła się inspirującymi zdjęciami z gazet, a mi coraz smutniej, że pogoda jest nieprzychylna do tworzenia. Dopiero niedawno odkryłam, co kiedyś zablokowało mnie w robieniu zdjęć. Poprzeczka, którą postawiłam sobie nielogicznie wysoko. Zrobiłam najgorsze, co artysta może zrobić - porównywałam siebie do  innych. Patrzyłam na ludzi, którzy mają ode mnie więcej pieniędzy na sprzęt, wyjazdy, akcesoria.. Byłam rozgoryczona. Chciałam przyspieszyć proces, którego nie da się ot tak przyspieszyć. Przecież to normalne, że nie mam takich samych możliwości rozwoju jak ludzie, którzy dysponują grubszym portfelem, znajomościami albo w życiu zajmują się tylko fotografią. Robiłam coś na siłę i wbrew sobie. Nie wiem, co ja sobie myślałam. No cóż, ważne, że wyprowadziłam siebie z błędnego myślenia. Stąd moja rada do wszystkich artystów - nie porównujcie siebie do innych! Róbcie, co kochacie i nie oglądajcie się za siebie i na boki. Patrzcie na swoich mistrzów i uczcie się od nich. Nigdy nie próbujcie nikogo naśladować ani iść po jego śladach.

*wyciera nos 3x*

Ostatnio jeżeli chodzi o fotografię kręcą mnie tylko mroczne klimaty i fashion, mam nadzieję, że uda mi się znaleźć zdolnych ludzi, którzy pomogą zrealizować moje wizje, mimo słabych warunków atmosferycznych. Świadomość, że setki osób czekają na moje kolejne kroki zawsze dawała mi siłę. Dziękuję!

*kolejna łyżka syropu przelewa się przez gardło
*

 To by było na tyle moich wypocin na dziś. Nie dajcie się zarazkom!

To może tym razem bez buziaków,
Lu

sobota, 17 listopada 2012

Gnijąca panna Ewelina.


Od początku istnienia tego bloga miałam zamiar dodać tu kategorię 'Behind the scenes' i w końcu to robię :) Wcześniej miałam zastój w sesjach, a starych nie chciałam tu wrzucać. Mam nadzieję, że spodobają się Wam posty pod etykietę 'BTS' ;)

Niedawno wróciłam ze zdjęć z dzielną Eweliną, której nie przerażała temperatura za oknem. To nie pierwsze nasze fotograficzne spotkanie i z pewnością nie ostatnie. Po świecie powinno chodzić więcej ludzi z takim dystansem do siebie i innych jaki ona! Jeżeli chodzi o foty bekstejdżowe to Grzybu jest zdecydowanie moim numerem jeden ;) Zresztą sami zobaczycie. Miłego oglądania!









A na koniec ja, z opadniętymi jeaginsami w przygłupawej pozie <spoko>



Właściwe zdjęcia z tej sesji będzie można zobaczyć w najbliższym czasie na:
https://www.facebook.com/lukri.photo

Buziaki,
Lu


niedziela, 11 listopada 2012

* * *


ciągle zbyt wiele mówimy, a zbyt mało rozumiemy

za często się dotykamy, za rzadko czujemy to, co jest pod skórą  


kroimy ból własnym sumieniem
i wręczamy go sobie w porcjach na każdy dzień tygodnia
pudełko z etykietą 'nie chciałem'


za dnia z premedytacją zatruwamy powietrze
by w nocy przekazać sobie antidotum

z ust do ust  
namiętnie

milczymy 
by zatęsknić za swoim głosem

wycofujemy się
by z rozpędu rzucić się sobie w ramiona


nienawidzimy
by móc jeszcze mocniej pokochać


środa, 7 listopada 2012

Z tytułu jesieni..



Mam bardzo specyficzne samopoczucie. Skąd się wzięło? Czy to przez coraz krótsze dnie? A może przez chłód, który wkrada się do naszego gniazdka każdą najmniejszą szczeliną? Jedno uważam za pewne - jesień maczała w tym palce.

Taki wieczór jak ten sprzyja przemyśleniom, na szczęście nie tak bolesnym jak te sprzed kilku dni. Siedzę, myślę i wypijam kolejny kubek zielonej herbaty. (fakt #6: Nie zawsze tyle piłam, a weszło mi to w nawyk przez osobę, z którą jeszcze nie tak dawno potrafiłam przegadać wiele godzin przy herbacie. Staram się nie myśleć o tym w kategorii 'to jedyna pożyteczna rzecz, jaka wynikła z tej znajomości'..)
To zdecydowanie nie jest najlepszy moment na pisanie posta. Mogłabym w tym czasie (byłoby wskazane.. a właściwie powinnam) zgłębiać tajniki matematyki, królowej nauk. Po części właśnie w tym rzecz. Mam sporą blokadę mobilizacyjną, jeżeli chodzi o naukę na kierunku, którego prawdopodobnie po roku nie będę kontynuowała, mimo że chciałabym go ukończyć. Na początku podchodziłam do tego z większym entuzjazmem, bardziej wierzyłam, że jest to wykonalne, ale spójrzmy prawdzie w oczy - studia medyczne to schody prowadzące w górę, a nie w dół. Musiałabym być co najmniej nadczłowiekiem, żeby temu podołać obu kierunkom naraz. 

Na szczęście mobilizacji w innych kwestiach mi nie brak. Uwielbiam ruch, a skoro musiałam tymczasowo zrezygnować z tańca, przynajmniej regularnie odwiedzam siłownię. Nadal ubolewam nad tym, że mój plan zajęć nie pozwala mi uczęszczać na najulubieńszą koszykówkę i zamiast tego pozostało mi udoskonalanie umiejętności siatkarskich. Podjęłam też decyzję o powrocie do AZS-u. Nawet cieszę się, że tym razem będę reprezentowała drugą uczelnię. Gdybym nie złożyła przysięgi, że będę mówiła o Przyrodniczym tylko dobre rzeczy, sypnęłabym paroma soczystymi wyrażeniami pod adresem polityki, jaką prowadzi ta uczelnia. Niestety w takim wypadku będziecie musieli obejść się smakiem ;]

A teraz coś w rodzaju postanowienia(?). Ostatnio na blogspocie, a jeszcze wcześniej na tumblr mignęły mi zdjęcia kobiet o gładkich, umięśnionych ciałach. Nie, nie próbujcie wyobrazić sobie czegoś w rodzaju żeńskiej wersji Hardkorowego Koksa, nie to mam na myśli. Po prostu zadbana płeć piękna o szczupłej figurze z ładnie zarysowanymi mięśniami. Pomyślałam sobie: czemu by nie postawić sobie takiego obrazu za (mini)cel? Każda kobieta dobrze wie, jak to jest być znudzoną na przykład własną fryzurą, a w tym wypadku ja jestem znudzona swoim ciałem. Jest takie przeciętne! Skoro napisałam o tym tutaj, to może będę czuła się zobligowana do pracy w tym kierunku. W najgorszym wypadku wpadnę w jesienną depresję i skończę, oglądając seriale w towarzystwie paczki pierniczków ;]

Późno już, czas na gorącą kąpiel. Na pożegnanie ślę Wam mydlane serduszko:





Dobrej nocy,
Lu



piątek, 2 listopada 2012

Znicz czy dynia? Jedno i drugie!


Mało rzeczy na świecie tak mnie denerwuje, jak ludzie gadający głupoty. Tym bardziej w internecie, gdzie naprawdę każdy może kreować siebie jak chce - dlaczego więc większość ludzi wybiera bycie idiotą?
Ale po kolei. Jak można uczestniczyć w jakimś święcie kościelnym, nie wiedząc na czym ono polega? No po prostu nie potrafię tego pojąć. Dlaczego ludzie dookoła rozgadują, że Wszystkich Świętych to święto rozpaczy? Dlaczego młodzież narzeka, że 'trzeba zamulać z rodziną' zamiast wyjść na piwo ze znajomymi? Dlaczego dorośli nie wyprowadzają innych z błędu? Pewnie dlatego, że sami, za przeproszeniem, gówno wiedzą.
To chyba nie jest naturalna sytuacja, że innowiercy wiedzą o katolicyzmie więcej od samych zainteresowanych. Dla niedoinformowanych: Wszystkich Świętych to dla (prawdziwych) katolików dzień, radowania się, dlatego, że ich bliscy, którzy odeszli, znaleźli się blisko Boga w Niebie. Sami powiedzcie, dlaczego mieliby się smucić, skoro wierzą, że Tam jest lepiej niż na ziemi? Gdyby chodzili do kościoła, wiedzieliby, co mówią księża – radujmy się, bawmy! To nie jest dzień, kiedy trzeba zamknąć się w domu i płakać.
Ludzie mylą założenia 1. i 2. listopada. 1. to dzień Wszystkich Świętych, a 2. to dzień Zaduszny. I właśnie tego drugiego katolicy mają czas na modlitwę i zadumę. Powinni modlić się o zmarłych, którzy trafili do czyśćca, by w końcu ich dusze mogły trafić do Pana. Jak widać na wszystko jest odpowiedni czas – i na zabawę, i na zadumę.

Chciałam wypowiedzieć się też na temat Halloween, eventu, który najbardziej kojarzy nam się z Ameryką. Najpierw obserwacje w internecie:
Faza pierwsza, Polacy wrzucają na portale społecznościowe zdjęcia powycinanych dyń i swoich strojów na imprezy o strasznej tematyce.
Faza druga, Polacy, którzy nie są fanami dekoracji zrobionych z pomarańczowych warzyw, krytykują tych pierwszych za 'małpowanie' Amerykanów i odrzucenie własnych tradycji. Dodają, że zamiast wyjść bawić się 31. października, tamci powinni pójść na cmentarz, by zapalić babci znicz.

Próbowałam zrozumieć zarzuty tej drugiej grupy. Po pierwsze, co ma Halloween do palenia zniczy? Jeżeli już mowa o tradycjach – znicze pali się pierwszego listopada, a nie 31. października. Po drugie, dlaczego nie można wyjść się pobawić, skoro w Polsce sąsiadujące święto z Halloween również jest wesołe?
Co ciekawe, podczas rozmowy z przedstawicielem drugiej grupy, dowiedziałam się, że nie wie on nawet, jakie jest założenie dnia Wszystkich Świętych, a tak bardzo walczył o to, by o nim pamiętać. Czy to nie zabawne? Wniosek jest prosty– jak już krytykujemy, róbmy to z sensem.

Przyznaję, że należę do osób, które uwielbiają zabawę. Nie jestem już nastolatką, a mimo to dużą frajdę sprawiają mi imprezy tematyczne, a właśnie Halloween to dobra ku temu okazja. Czy uczyniłam komuś krzywdę przebierając się w ten dzień i spotykając się z przyjaciółmi? Albo czemu winne jest dziecko, które maluje całą twarz na biało, owija się prześcieradłem i biega po ulicach? Czy ci sami krytykanci wojują w walentynki z zakochanymi parami i czerwienią dookoła? Przecież jest to bardzo prosta sprawa: nie chcesz – nie uczestniczysz.

Na rzecz częściowego celebrowania Halloween nie odrzucamy żadnych polskich tradycji, dlaczego więc miałby to być argument w walce przeciwko temu świętu(?) ?
Hipokryzja niektórych ludzi nie ma granic. Najpierw zachwycają się filmami, programami i produktami zza Atlantyku, a potem dziwią się, że wpływy z USA są u nas, w Polsce, coraz bardziej widoczne. Ja osobiście uważam Halloween za ciekawą propozycje, jednocześnie nie walczę o to, by znalazła się w naszym kalendarzu. Bo ja o nic nie walczę. Ja się po prostu dobrze bawię.

Pozdrawiam,
Lu



P.S. Dorzucam zdjęcie bezczelnie amerykańskiej wersji MNIE.