piątek, 17 maja 2013

One.





Wiesz jak to jest. Wiesz, że płacz niczego nie zmieni, a mimo to wciąż zamykasz się w pokoju i chowasz głowę w poduszkę tak, jak struś chowa głowę w piasek. Nie masz siły stawiać czoła kolejnym wyzwaniom, bo nie uporałeś się jeszcze z poprzednimi. A niestety nikt tego za ciebie nie zrobi.

~ ~ ~

Każdy miewa złe dni. Każdy czasem wstanie lewą nogą. Każdy bywa czasem nadwrażliwy. Są takie momenty, kiedy nawet krzywo przekrojona bułka wzmaga frustrację. Kiedy byle reklama zmusza do płaczu. Wtedy zazwyczaj marzę o schronieniu się w Twoich ramionach, pragnę, żebyś odgrodził mnie od całego zła tego świata. W takich chwilach nie potrzebuję i nie chcę czuć niczego poza dotykiem Twoich dłoni.
Ale przychodzą też naprawdę złe dni, kiedy nikt mnie nie obroni, nawet Ty. Kiedy porażki kumulują się i uderzają z potrojoną mocą. Kiedy policzkują mnie moje własne potknięcia, a ja nie trzymam gardy, bo nie mam siły. Wtedy przychodzą One. Zawsze. Czasem wyrzucam sobie, że wpuściłam Je do mojego życia, umysłu i serca. A skoro raz pozwoliłam Im wejść, boję się, że już nigdy Ich nie wypędzę. Że już zawsze będą mnie nękać. To mój największy lęk.

Demony nie były ze mną od zawsze. Odwiedziły mnie kiedyś pod zupełnie inną postacią. Obiecały, że pomogą, że zabiorą ból. A ja uwierzyłam, bo byłam tylko małą dziewczynką, która nie miała o niczym pojęcia.
Nauczyłam się wtedy czegoś, co pozwalało mi przetrwać - przekształcanie smutku w złość. Wydawać by się mogło, że to wspaniały przepis na oczyszczenie - w końcu złość łatwiej z siebie wyrzucić, można wyżyć się fizycznie uwalniając przy tym wszystkie złe emocje. Ale wszystko, nawet takie oczyszczenie, ma swoją cenę.
Może byłoby inaczej, gdybym znała granice? I gdyby to rzeczywiście miało znaczenie. Pozwoliłam nienawiści rozlać się po całej mnie, nigdy nie próbowałam zatrzymać tego procesu, ponieważ nie znałam konsekwencji. A nie da się znienawidzić całego świata bez znienawidzenia samego siebie. Bo jak już raz wyhodujesz nienawiść w swoim sercu to musisz czymś ją potem karmić. A ja mojej N. nigdy nie pozwalałam głodować.
Próbowałam z tym walczyć. Wiedziałam, że to, co dzieje się w moim umyśle nie idzie w dobrym kierunku, chciałam to zatrzymać.. Wiele razy czułam się jak zwycięzca, myślałam, że udało mi się przezwyciężyć całe to zło drzemiące we mnie. Ale One wracały. Za każdym razem, gdy nie spełniłam swoich lub czyichś oczekiwań. Gdy upadałam. Gdy byłam całkowicie bezradna i patrzyłam na śmierć. Demony sprawiały, że moja dusza krwawiła jeszcze bardziej.


Nie poddaje się, choć bywam słaba. Bardzo słaba.. Ale przegrana bitwa nie oznacza przegranej całej wojny, prawda?




Ciągle mam nadzieję, że kiedyś obudzę się a Ich nie będzie. Ale nie tak chwilowo. Pewnego dnia upadnę i zamiast Ich pełnych nienawiści szeptów zastanę Twoją wyciągniętą dłoń i uśmiech. Uśmiech, który rozprasza najczarniejsze burzowe chmury.


~ ~ ~


Dziękuję wszystkim, którzy kiedykolwiek próbowali mnie zrozumieć
i przepraszam, że nie jest to takie proste.


L.